Meet the devil

1:58 PM

W tym momencie szczerzę się sama do siebie tak mocno, że aż zęby zaczynają mnie boleć, a poziom radości przekracza wszelkie możliwe granice i muszę, po prostu muszę się tym podzielić - tak, w końcu, po tylu latach marudzenia i przybierania się, zaopatrzyłam się w soczewki. Wszyscy dookoła mają ze mnie niezły ubaw z racji tego, że chodzę jak ogłupiała i mamroczę pod nosem 'Ja widzę! Nie mam okularów a widzę! Magia!', i pomimo iście jesiennej pogody paraduję wszędzie w okularach przeciwsłonecznych 'JA WIDZĘ!'. Tak więc jak już pochwaliłam się moja nową parą oczu, przyszedł czas (minęło kilka lat odkąd się za to zabieram, ale przecież szczęśliwi czasu nie liczą), żeby wspomnieć o jednej z produkcji, która nieco zainteresowała ludzi na całym świecie modą, ale nie taką ubraniową (bo wydawanie wszystkich oszczędności na ciuchy - tak, ciuchy, nie ubrania - w centrach handlowych przez nastolatki w weekendy trudno nazwać modą), lecz tą kreowaną przez sztab profesjonalistów, projektantów i artystów.

Prawdziwi pasjonaci mody interesują się książkami, które w przedstawiają daną sprawę w innym świetle, pozwalają zgłębić wiedzę o projektantach, czy ludziach odpowiedzialnych za 'ubraniowy biznes', ale istnieje też potrzeba prostych i łatwych historyjek, które bez problemu można pochłonąć razem z płatkami na śniadanie, albo podczas wakacyjnego wylegiwania się na plaży (zawsze lepiej czytać o drogich butach dla relaksu niż o problemie produkcji odzieży na tanim rynku, lub, dajmy na to, Tołstoja). Nie dziwi mnie więc fakt, że większość moich znajomych na stwierdzenie, że interesuję się modą wspomina 'Noo, bo ja to ostatnio taki film oglądałem, jakiś leciał w telewizji, i tam było coś o jakiejś gazecie modowej, całkiem fajny był'. Tak, wszyscy znamy Diabła, który ubierał się u Prady. I wcale nie mam się za jakąś lepszą, bo poczytałam na ten temat trochę więcej, i wiem jak ma na nazwisko ten czy tamten projektant. Wiem, bo lubię. I lubię też oglądać filmy, jak właśnie ten oparty na podstawie książki napisanej przez Lauren Weisberger. Myślcie co chcecie, ale ilekroć spędzam noc z infantylnymi historyjkami jak 'Plotkara', 'Pamiętniki Carrie', czy 'Jane by Design' (a nie odpuszczam dopóki nie obejrzę wszystkich) poziom mojego zadowolenia gwałtownie wzrasta - lubię popatrzeć na perypetie, których sama chciałabym doświadczyć, pośmiać się z tego, z czego śmieją się mieszkańcy Nowego Jorku, i, wreszcie, ujrzeć (chociażby fikcyjną) wersję miejsca pracy dziennikarzy i stylistów. Oczami wyobraźni widzę siebie na miejscu takiej poczciwej Andy, marzącej o pracy w 'New York Timesie' (no może niezupełnie akurat ten aspekt), ubranej w rzeczy z tanich sklepów, przez przypadek załapującej się do pracy w prestiżowym magazynie i której zawodowe obowiązki opierają się mniej więcej na spełnianiu wszelkich wymyślnych zachcianek jej szefowej - od 'odtłuszczone latte i croissant na moim biurku za dwie minuty' po 'załatw mi przelot z Miami do Nowego Jorku w wichurę, gdy wszystkie zostały opóźnione'. Ten film zawsze będę wspominać z uśmiechem na ustach, bo chyba po jego obejrzeniu zaczęłam się interesować modą - jeśli wertowanie Style.com możemy nazwać interesowaniem się modą. Ostatnio w końcu zabrałam się za książkę i, z całym szacunkiem i sentymentem do Weisberger, nie była tak dobra jak film. Ja czytałam ją z wypiekami na policzkach, może po prostu przez nagromadzenie nazw takich jak Herve Leger, Chanel, Dior, Hermes, Burberry, Gucci czy Fendi, albo może przez dogłębne opisy wszelakich fanaberii bogaczy z Upper East Side, ale dla wszystkich którzy na świetny pokaz obejrzany w internecie nie reagują szlocham jak ja, zapewne wydałaby się lekko monotonna. Co przyprawiło mnie o mały zawał serca, autorka książki nieco podkoloryzowała swoje własne doświadczenia, których nabrała przez rok pracy jako asystentka samej Anny Wintour w 'Vogue' ('Jak to możliwe! Jak ona mogła to i ja mogę!). Co do samej Anny, wydanie książki wywołała sporą burzę wokół jej osoby i tego, jak bardzo Miranda Priestly ją odzwierciedla. Tak najzupełniej szczerze, niezbyt mnie obchodzi, czy Anna nosi swoje ciemne okulary, czy nie, czy jest wymagająca dla pracowników, czy nie, najważniejsze, że dobrze wykonuje swoją pracę, i bynajmniej nie została sławna dlatego, że ktoś się jej bał, a jej życie osobiste pozostawiam tabloidom - ja oczekuję tylko Vogue US w najlepszej możliwej jakości i o najlepszej możliwej zawartości. Wracając do samej książki - z bólem serca odłożyłam ją z powrotem na półkę, jeszcze raz złożyłam przyrzeczenie, że kiedyś będę pracować w Vogue i już wyczekuję polskiego tłumaczenia drugiej części. Chyba że skuszę się na angielską?

Right now I'm so happy that I smile all the time that much my teeth hurt and the level of joy is incredibly big, so I have to, just have to tell you great news - yes, after few years of waiting, planning and whining I finally bought contact lenses. Everyone have fun because of me (who wouldn't if I walk around and keep reapeating 'I see! I am able to see and I'm not wearing my glasses! Magic!') and I'm wearing sunglasses (although the weather is nothing like sunny) for the first time in my life and I actually see things. So, if I  have boasted of my new eyes already, it is time for mentioning one of productions that kind of turned all the people on to fashion, but not this 'shopping fashion', that girls all over the world like to shop and spend money in shopping centres, but this fashion which is being created by designers and artists.  (I wanted to speak to you about if since few years, but you know what they say, happy people don't count the time). 

Real fashion hodheads read books that come up with something new, create new opinions about the issue, or let them deepen the knowlege about the history or the greatest people that canged the way everyone look nowadays. But there's also a need of light stories, which can be easily wolfed with cereals on breakfast, or read while sunbathing on the beach (it's always better to read about expensive shoes for realx than about the problems with producing clothes in poor countries, or, let's say, Tolstoj). So I', not surprised when I rell someone I'm interested in fashion they mention doubtfully 'Errr, yeah, you know I watched that movie few days ago. I saw it on TV, quite interesting, yeah, and there was something about a fashion magazine'. Yep, we all know the Devil who dressed up in Prada. And it's not that I think I'm better because I know the name of this or that fashion designer. I know because i like it. And I like watching films similar to that based on Lauren Weisberger novel. Think what you want but when I spend the night watching TV Series like 'Gossip Girl', 'Carrie Diaries' or 'Jane by design' (and I end when I watch all the episodes) my mood enhances straight away - I like to watch adventures I would like to experience mself, laugh at things that New York's dwellers laugh at and, finally, see (even fictive) places that journalists and stylists work in. With the eyes of my imagination I see myself as that Andy girl, dreaming about work in 'New York Times' magazine (well, maybe that part isn't true for me), wearing cheap clothes and being given one of the most wanted jobs in the world, which basically means she had to do everything her boss wanted her to do - starting from 'Fresh coffe and croissant on my desk in two minutes' and ending at 'Book me a flight from Miami to New York when all of them are delayed because of tough weather conditions'. I will always think about this movie with a smile, because I think this was the first time I actually became fascinated with fashion - if looking through style.com can be named like that. Few weeks ago I finally read the book, and, with all my consideration to Lauren Weisberger and her personal experinces (did you know she REALLY was Anna Wintour's assistent? I almost fainted when I got to know that!), it wasn't as good as a film. I read it with trembling heart and cheecks red as a beetroot, but it's propably because of the number of names like Herve Leger, Chanel, Dior, Hermes, Burberry, Gucci or Fendi included in every sentence, or because of many descriptions of Upper East Siders' lives, but everyone who deosn't react with whisper for a good fashion show like I do, would say it's a little bit monotonous. Talking about Anna herself, realeasing that book has caused a big talk about how similar she is to Miranda Priestley. Honestly, I don't really care if she wears big, black glasses, or not, if she is demanding to her workers or not, the only thing I care about is the Vogue US magazine, and if it is good qaulity and contains interesting texts. Let's leave her personal life alone. Coming back to the book - I was morose when I had to put it back one the shelve, I once again promised myself I would work in Vogue one day and I'm waiting for the polish version of the next part. Or maybe I should read it in english?

You Might Also Like

10 COMMENTS

  1. super!
    Ps. Na moim blogu nowa notka przegląd sklepu i bardzo proszę o klikanie w kolorowe numerki <3 Z góry dziękuję!

    ReplyDelete
  2. skoro tak lubisz takie tematy, to może powinnaś zabrać się za oglądanie tej prawdziwej wersji "Seksu w wielkim mieście". "The Carrie diaries" to na prawde slaba reprodukcja, sama to stwierdzisz kiedy obejrzysz oryginal. Chyba, że będzie Cię peszył ten serial, to sobie odpuść. Niektórzy twierdzą, że jest wulgarny, choć według mnie wszystko jest przedstawione w bardzo śmieszny sposób. Pozdrawiam, M.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zawsze chciałam (a ja jak coś planuję to opisuję na blogu film który wyszedł 7 lat temu ;) ) w końcu to obejrzeć, nawet ze wzglęu na samą modową stronę, ale po pierwsze szkoda mi ostatnio czasu na seriale, a ilość sezonów i odcinków szybko mnie odstrasza, a po drugie tak jak powiedziałaś, nie wiem czy jest to serial dla mnie :) chyba wolę oglądać nastolatków w akcji ;p

      Delete
  3. Bardzo ciekawa notka, nie sądziłam, że można się tak (interesująco) rozpisać o jednej książce, także czapki z głów ode mnie. No chyba, że kogoś faktycznie to interesuje i wręcz za tym szaleje ;).
    A soczewek trochę zazdroszczę, bo sama nie mogę się przemóc. Ale w zasadzie lubię (nawet bardzo ) moje niebieskie okulary i chyba byłoby mi trochę trudno się z nimi rozstać, więc dalej czekam ...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję bardzo! Hah, no cóż, ja raczej się tym intersuję i szaleję, wiec mogłabym pisać w nieskończoność. Co do soczewek, ja noszę od 8 lat i było dziwnie, mam ten odruch że chcę poprawić okulary itp, ale to było uciążliwe, nawet samo zdejmowanie do zdjęć :) ale i tak będę czytac/uczyć się w okularach

      Delete
  4. Jak zmniejszasz zdjęcia i ustawiasz w oryginalnym rozmiarze?
    W paincie? :)
    Bo jak ja zmniejszam to się automatycznie robią strasznie wyostrzone

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahahahaha TAK, W PAINTCIE :)
      To dziwne.. jak zmieniasz tylko wielkość to tylko wielkość powinna się zmienić.. u mnie jest normalnie ;)

      Delete
    2. Ale zmieniasz w rozciągnij/pochyl?

      Delete

like me on facebook

Subscribe