Te zdjęcia powstały jako akt wykorzystania i tak już zmarnowanego czasu (niczym W poszukiwaniu straconego czasu Proust'a), kiedy to postanowiłyśmy wybrać się na wystawę sztuki Yayoi Kusamy do oddalonej o 40 minut drogi Victoria Miro Gallery i spotkało nas tam największe rozczarowanie dnia, a dokładniej - kilometrowa kolejka. Jako że ja do pracy spóźniać się nie zamierzałam, zamieniłyśmy obiektywy w aparacie na ten odpowiedni do zdjęć na bloga i spędziłyśmy dwie godziny na chodzeniu po uliczkach wschodniego Londynu, czyli zdecydowanie moim ulubionym zajęciu, kiedy jestem w tym mieście. Do pełni szczęścia wystarczyła mi idealna, murowana ściana, dobrze kontrastująca z moim (o dziwo) bardzo prostym ubiorem, czyli jeansami kupionymi rok temu w vintage shopie Rokit (których nie nosiłam przez ostatnie kilka miesięcy) i wyprzedażowym zakupem tego lata - zwyczajną, prostą koszulką w paski. Aha, no i jak w trakcie sesji uliczką przejechał idealny mini bus (idealny jako tło i idealny jako niespełnione marzenie o podróżach taką torpedą) ja zamiast się odsunąć zupełnie, udawałam że patrzę w bok pozując na chodniku i krzycząc tym samym do Kasi, żeby robiła zdjęcia. Jak najwięcej i jak najszybciej. Kierowca musiał mieć niezły ubaw.
wearing: vintage jeans, Zara top, vintage headband, Primark shoes
ph. PARK
Jako że zdecydowałam, że Notting Hill to moje miejsce do życia i to tu wolałabym zostać, chociażby z uwagi na bezpieczeństwo, obiecałam sobie, że wschodni Londyn odwiedzać będę jak najczęściej. I tak, kilka dni temu, jeszcze zanim dowiedziałam się, że nie mogę przyjść do pracy, którą przyjęłam i musiałam biec w tych butach (które traktuję jako najwygodniejsze obcasy na świecie, ale nadal o b c a s y ) na metro i błagać poprzedniego szefa o przyjęcie mnie z powrotem (tak, wiem, tylko ja mogę mieć takie przygody) pojechałyśmy na Brick Lane. Ciężko opisać, dlaczego tak lubię to miejsce. Może to przez murale, dziwne, opuszczone, rozwalające się budynki z powybijanymi szybami i ukrytymi gdzieś z boku sklepami vintage, a może po prostu za ludzi których można tam spotkać - młodych, dla większości polskiego społeczeństwa pewnie dziwnych, a według mnie po prostu inspirujących, wyjątkowych, z artystycznym zacięciem i wyjątkowym stylem. O tak, mogłabym tam siedzieć godzinami i przypatrywać się ludziom i ich stylizacjom. Jeśli uważacie, że ja czasem wyglądam dziwnie - zapraszam na Shoreditch, tam się dopiero dzieje! Włosy we wszystkich kolorach tęczy, skarpetki do sandałków, pstrokate kombinezony i kolorowy make-up to tylko kilka rzucających się w oczy atrybutów mieszkańców owej okolicy. Ja wybrałam na spacerowanie po zakamarkach Mekki tutejszych hipsterów coś prostego (pomińmy fakt, ze to jedna z niewielu rzeczy, które nie są pogniecione, a ja obecnie nie posiadam żelazka. O, czajnika też, ale to już inna historia), czyli spódnicę, którą kupiłam na matury (kiedy to było?!) i T-shirt z second-handu.
Given that I decided that I have an inner bound with Notting Hill area and feel like this is my place to live in, I promised myself to go as often as possible to East London, just to experience this outstanding vibe you cannot really explain. Imagine brick walls covered with street art, young people with their hair coloured in every possible shade of the rainbow (sometimes all at once), best vintage shops in the world, cheap street food and, above that, hidden places that tourists don't really get to see but are available for anyone who has some time to get lost. It may seem negligent to some, but for me it is a place of inspiration. We had a few hours before I got a phone call I'm not needed anymore in the job I decided to take so had to run in these booties and beg my previous boss to take me back (lol, #kardise'sadventures), so not to waste the perfect occasion we shoot some pictures with these cute drawings in the back. I bought this skirt before taking my finals and I feel like it matches every tee I posses so #winwin. Talk to you soon! xx
wearing: Zara shoes, Mohito skirt, sh top, DIY choker
ph. PARK
Pierwsza sesja z Londynu i już nie mogę się nacieszyć tymi wszystkimi idealnymi do tła na zdjęcia miejscami, ulubionymi uliczkami, spokojnym Notting Hill w którym (!!!!) przyszło mi w tym roku mieszkać, atmosferą i wyborem hummusu w pierwszym lepszym spożywczym. Tak, dla niepoinformowanych: kolejne wakacje spędzam w mieście, którym ekscytuję się chyba bardziej niż Bożym Narodzeniem (a uwierzcie, że Last Christmas potrafię nucić od września) i chociaż pierwszy tydzień związany z przeprowadzką, szukaniem mieszkania, pracy i załatwianiem dokumentów (które wszystkie mam z zeszłego roku, win win!) potrafią być stresujące, muszę dopilnować jeszcze ostatnich formalności i będę mogła wrócić do swoich ulubionych londyńskich czynności (czytaj: całodniowe spacery po różnych dzielnicach i nieoczekiwane znajomości zawierane na ulicy). Proponuję pominąć też fakt, że z braku żelazka w naszym mieszkaniu wpadłam na genialny pomysł poprasowania koszulki garnkiem (sic!), co spowodowało jedynie trzy ogromne plamy spalenizny z przodu, więc zostałam skazana na noszenie jej tyłem na przód. Ja to mam talent, niespotykany bym powiedziała. Dobrze, że przynajmniej znam przystanki metra na pamięć i nie wsiadam w złą linię, kiedy wracam ostatnim pociągiem do domu. Zazwyczaj.
Open'er jest jak trochę inny świat, cztery dni wypełnione muzyką, niesamowitymi artystami, ludźmi z całego świata, błotem, deszczem i kolejkami do wszystkiego (dosłownie wszystkiego). Dlatego też drugiego dnia postanowiłam zaszaleć, pomalowałam włosy na niebiesko sprayem, nakleiłam na twarz kryształki i dorzuciłam do tego moją nową ulubioną część garderoby - kurtkę z napisem w 100% odzwierciedlającym mnie.I wcale nie obrażałam się na opinie, że wyglądam jak kosmita. Bo trochę tak było :)
Mohito jacket, sh shorts & tee, aldo sunnies
Sesja w palmarium to jedno z małych-wielkich marzeń, jakie miałam. I jak tylko połączyłam fakty, że w Gdańskiej Oliwie takowe się znajduje i, uwaga, jest nawet czynne w trwającej obecnie porze roku (udającej lato) (tak, byłam tam kiedyś i, jak to się mówi, "pocałowałam klamkę") zaciągnęłam tam znajomych przed pierwszym dniem Opener'a. Zdjęcia zrobiliśmy ekspresowo, a ja skakałam z podekscytowania na samą myśl o zbliżających się koncertach przy okazji inhalując się wilgotnym powietrzem. Czy potrzeba czegoś więcej do szczęścia? :)
ph. PARK
wearing: Primark shoes, sh dress, DIY choker