Sama się dziwię sobie, jak bardzo patetycznie zabrzmiał ten wstęp. Ale tak, dziwne to uczucie, być zmęczonym Internetem, jeśli to z niego czerpie się większość inspiracji, pomysłów, ba, tworzy się w nim swoje własne miejsce, próbuje się budować własną społeczność! Mam więc dla Was kilka moich sposobów na oderwanie się od tej wciągającej niekiedy pajęczyny, a także czerpanie z niego w jak najlepszy sposób
1. Najpierw życie pozainternetowe
Chociaż problem ten wałkowany jest nawet w szkołach podstawowych, ciągle dotyka coraz to większej liczby osób, a z racji na fakt, że wiele nowych zawodów bazuje na badaniach rynku internetowego, kolejne ofiary błędnego koła zmuszone są nieustannie być na bieżąco. Warto więc ustalić sobie dzienny limit, oddzielać pracę od bezsensownego wertowania Facebook'owej tablicy (dużo łatwiej pisze mi się posty lub obrabia zdjęcia, kiedy nie przerywam co chwila po usłyszeniu dźwięku oznaczającego nową wiadomość, co więcej, nie kojarzę takiej sytuacji, żebym żałowała czasu NIEspędzonego na FB, wręcz przeciwnie!). U mnie punkt krytyczny został osiągnięty w erze smartfonów i mobilnego Internetu w telefonie. W każdej sytuacji, kiedy tylko mam chwilę lub zwyczajnie się nudzę czekając na coś, sprawdzam maile i wiadomości. Najlepszą opcją, praktykowaną przeze mnie i moich znajomych coraz częściej, jest wyłączanie telefonów na czas spotkania lub imprezy. Mamy wtedy pewność, że spędzimy te chwile autentycznie wspólnie, nie zaś z przyzwoitką marki Apple.
2. Selekcja
Znacie to uczucie, że obserwujecie za dużo ludzi, blogów i kanałów na YouTube, i jakkolwiek początkowo odkrywanie nowych osób sprawiało Wam radochę, tak teraz, kiedy nie macie czasu, żeby sprawdzić swoje kanały social media kilka razy w ciągu dnia, wieczorem stresujecie cię nieco, że coś Was ominęło, za dużo jest do nadrobienia. Tak, to właśnie psycholodzy nazwali FOMO (Fear Of Missing Out) i bądźmy szczerzy - kto na to nie cierpi, niech pierwszy usunie Facebook'a. Radzę Wam proste czystki, tak samo jak w przypadku porządków w garderobie albo ogrodzie - zastanów się, czy rzeczywiście musisz obserwować 500 kont na Instagramie, z czego połowa to użytkownicy, którzy mało Cię interesują, dzielą się kiepskiej jakości contentem, a robią to na tyle często, że połowa Twojego feedu jest o minach, jakie robi ich kot podczas spożywania porannej dawki karmy.
3. Skupiaj się na tworzeniu, nie naśladowaniu
Kiedyś podczas rozmowy z kimś na temat mojego bloga lub wywiadu, nie pamiętam dokładnie, powiedziałam, że Uwielbiam blogi za to, że możesz stworzyć dosłownie wszystko. Jakakolwiek sesja, tekst, film, akcja, spotkanie, to wszystko jest w zasięgu Twoich rąk. W głowie utkwiła mi odpowiedź mojego rozmówcy, który zapytał wtedy, czy mnie to nie przeraża, czy nie przerastają mnie te możliwości i świadomość, że najprawdopodobniej ich nie wykorzystuję.
Odpowiedź? Oczywiście, że tak. Nie wiem co się ze mną dzieje, pamiętam pisanie tekstów na bloga jakiś czas temu, kiedy słowa same cisnęły się na klawiaturę i musiałam uważać, żeby nie były za długie i ktoś nie pomyślał sobie, że jestem samotną szesnastolatką bez przyjaciół (dla wiadomości - na tych brak nie narzekam, ale całe życie nawijam bez końca, tak już moja natura, słowotok mam we krwi). Od jakiegoś jednak czasu zauważyłam, że chętniej przeczytam pasjonujący tekst na jakimś blogu, przejrzę strony internetowe światowych magazynów modowych, nawet zaczęłam śledzić codzienne vlogi zagranicznych youtuberów i zachwycać się ich spacerami po plaży i relacjami dotyczącymi koloru rozpuszczalnego, brokatowego mydełka, którego używają do kąpieli (#zoellaPower), niż faktycznie zrobię coś swojego. Wraz z tym procesem wciągania się w życie innych zatraciłam powoli zacięcie do tworzenia własnego contentu, a to przecież powinno być dla każdego z nas najważniejsze. Nie wiem jak Wy, ale ja wolę, żeby to inni mnie śledzili, niż żebym ja była kolejną cyferką w liczbie fanów kogoś tam. Nie mówię przy tym, że mam zamiar zaprzestać czytania blogów, zarządziłam jednak selekcję i sukcesywnie wyrzuciłam z listy czytelniczej strony niewnoszące żadnej istotnej wiedzy lub estetycznych doznań do mojego życia. (polecam w tym temacie Bloglovin', mnie także możecie tam obserwować i nie przegapić w ten sposób żadnych postów!)
4. Mniej znaczy więcej
Chociaż jest to moje znienawidzone zdanie prosto z 99% blogów modowych, które usilnie starają się przeforsować nam tę zasadę w kwestii ubioru ("no bo Chanel to mówiła żeby przed wyjściem zdjąć jeden dodatek z siebie... bla, bla, bla"), to co do Internetu i jego przytłaczających właściwości jest to jak najbardziej prawda. Identycznie jak w zasadzie opisanej wyżej, dotyczącej obserwacji innych, my też nie bądźmy uciążliwi. Może podarujmy sobie umieszczanie na Facebook'u relacji z każdych zakupów w Biedronce i robienia sobie tysiąca selfies na Snapchacie (ta aplikacja jest w ogóle mistrzem zabierania wolnego czasu i uzależnienia od informacji "na już")? I chociaż od dawien dawna marzę, żeby dodawać posty dużo dużo bardziej regularnie, mam wrażenie, że sama czekam bardziej na dobrej jakości content publikowany rzadziej i to te blogi śledzę z największym zainteresowaniem, nie zaś te, których autorki wstawiają dosłownie wszystko, niczym do pamiętnika.
Bardzo chętnie przeczytam Wasze opinie na ten temat, jaką częstotliwość informacji dostarczaną przez bloggera wolicie, czy też macie czasami ochotę się wyłączyć i oczywiście - czy podoba Wam się też bardziej tekstowa forma wpisów. Miłego wieczoru!