Zaczynałam pisać ten post w Kopenhadze, w Warszawie, a finalnie zabrałam się do niego w moim rodzinnym domu, najwygodniejszym łóżku świata i wypranej przez mamę pościeli (shoutout dla wszystkich mam piorących pościel regularnie - ja normalnie nie mam na to ani czasu, ani chęci). Zdjęcia robiłyśmy z Agą już dawno temu, kiedy nadal trwał szał wyprzedaży, a do półrocznych egzaminów było daleko. Mimo wszystko, zarówno kurtkę, jak i spodnie (o golfie nie wspominam, bo to akurat stary łup z second-handu) nadal noszę na okrągło. Chociaż bardzo lansowane obecnie jeansy 7/8 ciężko jest nosić zimą (ah te zmarznięte kostki), najłatwiej po prostu założyć pod nie rajstopy (w moim przypadku kabaretki), to pomimo mrozów sięgam po nie nawet częściej niż po spódnice. Zresztą, kogo ja oszukuję, ja nigdy nie ubierałam się szczególnie ciepło zimą. I tak przy okazji, wiem, że mało tu publikuję, ale obecnie częściej znajdziecie mnie na YouTube, więc zapraszam tam :)
Na co dzień śledzę bardzo dużo osób online. Uwielbiam Instagram i jego lepszą wersję codzienności, szczerość YouTube i estetykę Tumblr'a, ale czasami zastanawiam się ile historii musi stać za publikowanymi treściami. Nie wiem jak u innych (a przynajmniej nie u wszystkich), ale u mnie 3/4 blogowych sesji łączy się z wydarzeniami pieszczotliwie mianowanymi przeze mnie Kardise i jej faile (oh, powinnam kiedyś zrobić o tym film. Wyszedłby pełnometrażowy) i dlatego też wielokrotnie mam do zdjęć po prostu duży sentyment (co może tłumaczyć fakt dlaczego ściany w obu moich pokojach (w domu rodzinnym i tym w Warszawie) obklejone są fotografiami). Wracając jednak do punktu wyjścia - te zdjęcia robiłyśmy jakiś czas temu (o, zmoro postprodukcji!) z Agą i jako że ja za tło wymyśliłam sobie wnętrze jakiejś kamienicy, a Aga jakąś kamienicę znała, połączenie tych dwóch funktorów dało (wybaczcie, za dużo nauki logiki w ostatnim czasie), łatwy do przewidzenia przy naszym duecie wniosek, że stary kod, kiedyś obowiązujący do wejścia na klatkę, już nie obowiązywał. Stałyśmy więc dwie, nieco zmarznięte, zdecydowanie głodne i spragnione zrobienia tej drugiej tego dnia sesji i skonsumowania ustalonego wcześniej falafelu i wpisywałyśmy zapamiętaną sprzed lat przez Agę sekwencję cyfr. To znaczy ona wpisywała, a ja próbowałam nie zapomnieć, pod którymi numerkami mieszkań już próbowałyśmy. W końcu już zdesperowane, spróbowałyśmy zadzwonić (już bez kaleczenia nieistniejącego najwidoczniej kodu) pod losowy numer i poczęstowane uroczym przekleństwem mającym nas odrzucić od ponownego dzwonienia, jakąś liczbę wybrałam ja. I oto, drzwi się otworzyły, sesję zrobiłyśmy w miarę szybko, nawet zdołałam się przebrać na korytarzu (przynajmniej było ciepło) i całkiem reprezentatywnie powyginać przy balustradzie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Karolina Tworkowska - 20 year old weirdo, currently based in London, who cries while watching fashion shows and old romantic movies. Addicted to peanut butter and Spotify. Relishes writing (no matter if it's a quick note in a calendar or a long-winded story), rambling on the YouTube videos and going to University (yep, I am boring).