It always makes me laught how quickly the trends among the fashion bloggers come and go, when people not addicted to taking over-styled Instagram pictures still treat those things as new. Let just focus on my favourite trend of the past summer - lace-up shoes, tops, basically anything with this little tied up detail. Throughout the summer I was observing all the girls wearing those popular sandals but couldn't force myself to head to Oxford Street and buy some for myself. Finally I ended up purchasing them online & I can't remember being THAT excited about any new shoes (and these are the things I buy the most - I mean, all the girls are cray-zay about the shoes, aren't you?). I felt like, meh, again I'm, the last one wearing something but all my friends went like ' woah, these shoes are insane'. I love it how they match my top, which is the perfect idea for me being lazy in colder part of the year (recently I've developped an addiction to wearing boyfriend jeans and white tops, believe, I'm becoming minimalistic, lol!) and makes the outfit more interesting. Do you like to play it laced-up?
Kolorowe, rozszerzane spodnie znalazłam jakoś ostatnio, stwierdzając przy tym, że ani razu nie miałam ich na sobie. Fakt, nie są łatwe do noszenia - bardzo się gniotą i mają rozszerzane nogawki, ale bardzo kojarzą mi się z modnymi tego lata kulotami i jako że przypadkowo znalazły się w szafie obok obecnie mojej ulubionej kurtki kupionej na Brick Lane w największym sklepie vintage jaki widziały moje oczy, idealnie nadały się do sesji. Z bardziej przyziemnych spraw - żyję sobie pomiędzy testami z historii a sączeniem kawy na hektolitry (tak, wiem, że to źle, nawet bardzo), ponoć jako dorosła, a nadal ekscytuję się ołówkiem z Muminkami i lodami o smaku słonego karmelu. Pełnoletność nie jest taka najgorsza.
(wearing: vintage pants & jacket, Zara shoes, H&M top)
I've got a proclivity to treating clothes like souvenires - I can buy a piece of clothing and then just be happy seeing it hanging in my warderobe, not even wearing it once. Since I've tried changing my approach to clothes after reading some smart-ey stuff this summer, I know I shouldn't do so. However, the skirt I'm wearing on the pictures has been hanging in my closet for a year now, it'd been sew especially for my mid-prom and I just didn't have a proper occasion to wear it ever since then. Few days ago when I was planning the new photoshoots for the blog, I decided to use it finally, it goes so extravagant with casual sneakers and that simple T-shirt, doesn't it?
Talking about the T-shirt, I just love how simple and cheeky it is at the same moment. Imagine my friends' reactions throughout the day when I went to school wearing it, haha! I think I really have changed my style, now I'm more into rebellious & young-ish touch in my looks, I like playing it strange and cool, not necessarily behaving as people expect me to. Eye contact is a project of two polish girls, who set up a well-known streetstyle brand few years ago, Katarzyna Kotnowska i Natalia Maczek. This is the best thing about wearing the top, knowing that iw's been created in Poland, by young, talented people, running successfully their business. Imma so proud!
Mam tendencję do kolekcjonowania ubrań wyjątkowych, które traktuję jednak, paradoksalnie, jako pamiątki. Tak też jest z tą spódnicą, szytą rok temu, którą miałam na sobie jedynie raz, na połowinkach. Logiczne jest jednak, że część garderoby nigdy pocztówką się nie stanie i ma spełniać przede wszystkim zadania funkcjonalne. To trochę jak ssanie tabletek na ból gardła, bo są smaczne - świetnie, ale nie powinno się ich stosować w niewłaściwy sposób, od tego mamy Mentosy albo Tic Taki.
T-shirt to natomiast najnowszy nabytek od polskiej czołowej marki streetstyle, MISBHV. Firma założona przez dwie dziewczyny z Krakowa Kasię Kotnowską i Natalię Maczek zyskała popularność wśród młodzieży, a ja mimowolnie uśmiechałam się mijając kolejną dziewczynę na ulicy w ich bluzie 'Team Paris'. Bo o ile milej na sercu się robi, kiedy wiadomo, że ubranie zostało stworzone przez kogoś z Polski, tym bardziej że niegrzeczny wizerunek marki zyskał popularność nie tylko w kraju. Eye Contact w swojej prostocie spodobał mi się tak, że mogłabym tę koszulkę nosić codziennie. Tutaj w zestawieniu nieco odważniejszym, z wykorzystaniem mojego ulubionego jesiennego trendu - cienkiego krawata/szalika owiniętego wokół szyi przy głębokim dekolcie.
(wearing: Misbehave tee, Pawel Androsiuk skirt, Pimkie shoes)
Overwhelmed with all the bday wishes I received today, I'm just sharing the pictures my brother shot yeasterday near my home. Fields, which I (haven't) missed while in London, new glasses, my granny's dress loking almost like from Hedi Slimane's fashionshow and me, being not young anymore. Huge thanks to all the people who made this day special! #KardiseTurns18
(wearing: my grandma's dress, Primark shoes)
There were some places in London I would go every time I had an opportunity (read: chose it over dating books in my bed) and one of them was definetely area of Brick Lane and Shoreditch. I adored harsh buildings, colourful and dirty walls where you could feel the vibe of freedom, being young, just meeting strangers on the streets that would start talking to you since you had an inner connection - you all were artistic, fresh minds lost somewhere in between damaged factory and hidden cafe.
What I'm wearing on the pictures is the ideal set I've always imagined London-ish style like : 90's, being adventurous and edgy, mini skirts, cartoon prints, just Spice-Girls-Wannabe (inside joke hehe). When we wandered around the coolest vintage shops in there with my friend, we spotted a H&M pop-up store, which organized some treats for people at the time, including free ginger beer and fake tatoos. I couldn't get more excited so I even put some golden and silver patterns on my face. Anyway, I hope you'll like the last outfit photoshoot I have from London and have a lovely Sunday y'all xx
Był takie miejsca w Londynie, do których wracałam, jak tylko miałam okazję (czytaj: zdecydowałam się porzucić perspektywę randki z którąś z książek, które namiętnie kupowałam w małych sklepikach ze starymi rzeczami), a jednym z nich zdecydowanie była okolica Brick Lane i Shoreditch. Uwielbiałam po prostu chodzić tymi uliczkami, wśród budynków tak innych niż te, do których moje oko było przyzwyczajone w zachodniej części miasta, gdzie rozpadające się fabryki pokryte kolorowymi muralami idealnie nadawały klimat poukrywanym w zakamarkach kawiarniom i młodym ludziom, z którymi można było porozmawiać tak zwyczajnie, na ulicy, bo wszystkich nas łączył młody wiek i dziwny do wytłumaczenia wewnętrzny artyzm (jakkolwiek patetycznie to zabrzmiało).
To co miałam na sobie tego dnia, kiedy wybrałyśmy się z koleżanką na zakupy w sklepach vintage, idealnie oddaje moje wyobrażenie stylu londyńskich nastolatek. Lata 90., luz, długość mini, dziwne nadruki (Garfield górą!) i klimat Spice Girls to ogólne wyznaczniki, które od jakiegoś czasu szczególnie mi odpowiadają (delikatna zmiana od wcześniejszego umiłowania do glamouru :D ). Jeszcze jedna zaleta Brick Lane? Zawsze natrafisz na jakąś miejską akcję promocyjną i coś.. darmowego :) Tym razem przez przypadek znalazłyśmy pop-up store H&M, gdzie można było zmierzyć limitowane kolekcje tej znanej sieciówki, ale też napić się smakowego piwa imbirowego, poddać swoje włosy wątpliwie pięknemu zabiegowi zaplatania w milion warkoczyków i zrobić zmywalne tatuaże, którymi byłam bardziej podekscytowana niż małe dziecko czekoladkami Frozen. Nakleiłam sobie nawet ich kilka na twarzy, więc musicie sobie wyobrazić miny pracowników sklepu, kiedy zajmowałam stanowisko tatuaży nader długo. :)
Mam nadzieję, ze ostatnia typowo blogowa sesja z Londynu Wam się spodoba, ale uprzedzam, że to jeszcze nie koniec materiału zdjęciowego jaki mam, miłego tygodnia! xx
(wearing: Topshop skirt, Pimkie shoes, H&M body suit)
It feels so good. A bit strange at the same moment, but definetely good. To sleep in my own bed again, to see the faces of people I love, to go for a run in the forest I know every path in. I feel like I've experienced something completely magical, being able to live my own life so far away from home, being still only 17. I worked. I laughed. I cried. I met people, saw so much, felt the ambience of the city I've always dreamed of. After my comeback I took the opportunity to enjoy the last moments before my senior year at high school, that's why I didn't talk to you for such a long time. However, still being unpacked and going through "I-wanna-come-back" depression, I finally sat down to edit my favourite pictures from London ever. We took them in beautiful Kensington area, where cute Notting Hill houses slowly start to turn into posh white villas. I went for the look I absolutely adore - midi skirt & fish-net top, both bought in Banana Republic, when I went to see exhibitions in Saatchi Gallery and decided to splurge a lil bit of money in Sloane Square cosy shopping area. I hope you'll enjoy the pictures as much as I do & see you soon on da blog, keep your fingers crossed for me to survive at school haha xx
To dziwne, jak dobrze było wrócić. Do własnego łózka (a nawet pokoju! wła-sne-go), zobaczyć znajome twarze, pójść biegać w lesie, który znam lepiej niż własną kieszeń. I chociaż cieszę się jak dziecko (którym, oficjalnie rzecz biorąc, nie będę już za niecałe dwa tygodnie), że mogłam cieszyć się przez całe lato miastem, które kocham, poznać niesamowitych ludzi, płakać i śmiać się z problemów "dorosłych", chłonąc atmosferę tłocznych ulic i nieuczęszczanych zakamarków, zaraz po powrocie potrzebowałam nieco oderwania od Internetu, stąd też ta nieobecność tutaj. Z wiecznie ruchliwego Londynu trafiłam do domku w środku lasu, gdzie z dala od cywilizacji mogłam powoli przemyśleć wszystkie wakacyjne doświadczenia, nastawić się mentalnie na ostatni rok szkoły i, zaraz po powrocie, przebrnąć przez część zdjęć z Londynu. Ta sesja jest chyba moją ulubioną, zrobiona na Kensington, gdzie urokliwe domki z Notting Hill powoli przeradzają się w białe, luksusowe kamienice. Ciężko było mi wybrać kilka zdjęć, stąd ich duża ilość - pewnie to zasługa mojej obecnie ulubionej spódnicy (a to zaszczytne miano biorąc pod uwagę ich ilość w mojej szafie) - midi z grubego, lejącego się materiału, którą kupiłam na Sloane Square, urokliwym miejscu z dobrej jakości sklepami, zaraz przy Saatchi Gallery, najlepszej galerii sztuki nowoczesnej (moim skromnym zdaniem). Trzymajcie kciuki, żebym przestawiła się na życie w szkolnej ławce i, mam nadzieję, odzywała się do Was regularniej tutaj! xx
ph. Iga Wysocka
(wearing: Topshop shoes, Banana Republic top & skirt)