Mam wrażenie, że uwielbiam czas, kiedy gdzieś jadę i robię tysiąc zdjęć na minutę, ale im więcej chwil od tych momentów uchwyconych na fotografiach mija, tym mniej je potrafię opisać. Po prostu siadam, oglądam, gdzieniegdzie podkręcam kolory i patrzę. Dziwię się tym ulotnym chwilom, uśmiecham się i myślę - pokazać Wam, czy nie? W końcu powinnam co niecoś dodać, wyklikać na tej klawiaturze, nie tylko tworzyć kolejną wspólnotę karmiącą się obrazkami w sieci? Siadam więc, stawiam kolejną kawę na biurko (już nawet nie przeszkadza mi, że jest niesłodzona) i stwierdzam, że zdjęcia potrafią mówić lepiej niż ja.
I feel as if I love the time when I'm taking billions of pictures, like on a trip, but then after a while I just look at them and I can't express myself, I just watch them all, edit a bit and feel that no words can be written on my keyboard. I make myself another coffee, I even don't notice the fact it is actually unsweetened (thank God) and start memorising the moments of the past. I know I'm the biggest fan of texts, I mean, literature gives us power, teaches us how to be humans, not just humaniods, I love to read, I love to write, I want my community, KARDISE community to be one focused not only at the pictures, just because it seems easier. But for now, I just want you to look at those snaps and try to see beauty in those little moments.
I feel as if I love the time when I'm taking billions of pictures, like on a trip, but then after a while I just look at them and I can't express myself, I just watch them all, edit a bit and feel that no words can be written on my keyboard. I make myself another coffee, I even don't notice the fact it is actually unsweetened (thank God) and start memorising the moments of the past. I know I'm the biggest fan of texts, I mean, literature gives us power, teaches us how to be humans, not just humaniods, I love to read, I love to write, I want my community, KARDISE community to be one focused not only at the pictures, just because it seems easier. But for now, I just want you to look at those snaps and try to see beauty in those little moments.
Na widok ściany oblepionej plakatami omal nie krzyknęłam "Jesteśmy w LondYYYYYYYniEEEEE!" (obsesja level master). Od razu skojarzyło mi się to z niepowtarzalnym klimatem Soho i tą całą otoczką, którą tak bardzo maltretuję oglądając filmy, gazety, czy czytając książki. No i te poprawiające humor napisy, paryskie kawiarenki, aż chce się uśmiechać :)
The wall full of posters reminded me of London and Soho and I almost cried I have to take a picture there. Vivid imagination, that's what it's called, right?
Zaszłam przy okazji w jedno miejsce, które chciałam odwiedzić od jakiegoś czasu. Charlotte Rouge podziwiam od dawna, ich delikatna, kobieca bielizna podbija serca fanek minimalizmu (i nie tylko!), a wyjątkowy klimat butiku, który swojego czasu pokazywała Kasia na blogu, skutecznie przyciągnął mnie na Al. Prymasa Tysiąclecia 48A. Planuję sprawić sobie jeden z tych koronkowych, ręcznie robionych biustonoszy, dobre bo polskie!
Uwielbiam stylizacje całe w jednym kolorze, bawię się wtedy bardziej formą i krojem. Beżowe dzwony znalazłam niedawno u babci i od razu wyobraziłam je sobie zestawione z długim płaszczem i sportowymi butami. Kręciłam się więc po ulicy przed aparatem, uśmiechałam się do zdziwionych przechodniów (serio, dawno już nie robiłam żadnych zdjęć!) i puszczałam mimo uszu porównania do wokalistów Abby albo Bee Gees w ciągu dnia. Lata 70. wracają! Jak tylko zrobi się ciepło planuję być Dancing Queen z domieszką Spice Girls - dzwony i krótki top? Na pewno Wszystko Wam pokażę, a tymczasem uciekam do książek, w końcu weekend się zaczął :)
I love total looks, I mean, is there anything better than a whole outfit based on similar shades but original when it comes to shapes and lengths? I'm really into beige these days, it feels a bit DKNY style, not to mention I've been dying to buy myself a beige winter coat (mission unaccomplished). When I found those bell-bottoms at my grandma's I immediately imagined myself wearing them with a long coat and bright trainers. So I spent the whole day pretending I'm an Abba's Dancing Queen (only 17... :D ). 70s are back folks! As soon as it gets a bit warmer I'm going to throw a crop top with those beige lovelies, nobody said I can't make an Abba-styled Spice Girl, hehe, that's why I love playing it with fashion. Have a good weekend everyone!
(wearing: H&M coat, vintage pants, Pimkie shoes, ph. Flawless)
Macie swoje rytuały? No nie wiem, na przykład taka szklanka wody z rana, bez której, jeśli by pomyśleć, mogłabym przeżyć, a i tak czuję się nieswojo i mam wrażenie, że moje gardło przeistoczyło się w ciągu nocy w Saharę, jeśli duszkiem nie wleję w siebie dobrych kilkuset mililitrów (ponoć) życiodajnego płynu (po moim failu w detoxie śmiem twierdzić, że płyny to życiodajne jednak nie są, just sayin'). Oprócz porannych zwyczajów miewam też te jedzeniowe (udaję, że nie wiem, że owoce powinno się myć), przyjacielskie (zagadywanie nieznajomych to super okazja do nowych przyjaźni, potwierdzone info), czy zakupowe. A raczej podczas odwiedzania galerii handlowej. Mam swój wyznaczony teren, który niczym Trójkąt Bermudzki mieści się w obrębie Toaleta-Sklep Spożywczy- Zara i H&M. No więc do H&M'u wchodzę zawsze, bo i zawsze tam coś dla mnie jest, chociaż do zmierzenia. I tak właśnie, jakiś czas temu, wpadłam na tę koronkową bluzkę i o mal nie krzyknęłam "Valenino?!" (mówiłam o znanym rosso valentino w ostatnim filmiku na YouTube, jeśli nie widzieliście możecie nadrobić :) ). Kiedyś nawet próbowałam zrobić taką samodzielnie, kupiłam sporo czerwonej koronki i obszyłam nią jakąś koszulkę (z cyklu "Nie próbujcie tego robić w domu"). Podczas pakowania się na wycieczkę pod znakiem spania w autobusie, braku prysznica i dużej ilości kawy, elegancka koronka wydała się, oczywiście, i d e a l n y m wyborem i zgrabnie zastąpiła w podręcznym plecaku miejsce ciepłej bluzy. Tak, wróciłam chora ("Nie próbujcie tego robić w domu vol.2")
Uwielbiam wszystkie zdjęcia z plaży. Mogłabym oglądać je bez końca, ale w końcu chyba nastał moment, że powinnam podzielić się nimi i z Wami. Morze zimą, pustki, a do tego cudownie pastelowe niebo. Tak, w takich momentach myślisz, że jeszcze dwa kubki mocnej kawy i mogłabyś pisać wiersze (w ostateczności pamiętnik). Spacerowałyśmy więc po plaży, mówiąc szeptem, bo takiej aury chyba nie należy zakłócać.
wearing: Bershka fake fur, H&M crochet tee, Zara pants
There are moments of my life when I'm leading a perfect life of a super duper healthy girl & am constantly making my friends mad with my "well, I won't eat that, touch a sweet cookie or even go wait for classes with you at McDonald's cause I CAN'T STAND THE SMELL" (actually, this particular fact doesn't change - I've never even eaten a McDonald's burger, if you were interested) but there are times when I'm like... "why am I supposed to care anyways?".
Sooner or later, I always end up coming back to my natural healthy habits. And even if I don't want this blog to become one of those transformed because of the fit mania, I thought why not to share few of my latest detox tips?
You know what, I've read a zillion of times about juices detox and I wanted to give it a go, since I had two weeks off school (using the past tense while writing this hurts almost physically). I woke up one day and was like "hey, maybe I'll survive a day drinking only smoothies?!" Yeah. Great, have a nice life.
So I went down to prepare my daily dose of oatmeal when I realised that oatmeal is actually NOT a smoothie. Ooops. When I don't have an oatmeal in the morning (which is like, very rarely, extreme conditions only) I'm super mad. And hungry. and everything. Okay, calm down, I went to the local supermarket and bought veggies and fruits.
I've prepared all five smoothies and while mixing them all ate an orange and licked a bit of each and every smoothie that I forgot about an oatmeal. But I took my first smoothie (which you can see on a picture above) and drunk it all. Yum.
I told my mum I was going to survive a day drinking (originally it should be three days but who cares). She told me she's making one of my favourite meals today. Thanks mom, love ya!
The green one is my real favourite, I can have it every day. Don't be sidetracked by my recepies - I actually add there everything I think may suit and it is spinach which makes it so green.
And the last flavour I prepared only one jar was rather a dessert - sweet, made of fruits only. Perfect when you're craving some unhealthy sugars.
Looks like a perfect plan? So yeah. I didn't manage. And I know I could but in the afternoon I felt like "woah, you always told yourself to be healthy, not to become sick out of this all! So go prepare yourself something yet fit but diffrent!". I know detox is about not eating much and cleansing your body of all the toxins but limits aren't for me. I love cream soups so I made one for dinner that day (and obviously ate it for three more days, hehe, I'm the only one at home who could eat it all the time). Carrots are my favourite 'fast foods', I'm used to having them rare at school, baking them in the oven or blending into soups.
I feel like I'll give detox another try very soon. Maybe this weekend? I'll let you know on my social media how it went! For now, let me know int he comments if you'd like to read more of those here :)
PS. Pisałam całość po angielsku z racji na to, że treśc jest raczej prosta i zrozumiała, a upychanie dwóch wersji pojedyńczych zdań raczej bez sensu :) W każdym razie dajcie znać jak wolicie czytać!
Ostatnie 42 godziny były jednymi z najbardziej dziwnych/szalonych/nieprzespanych (niepotrzebne skreślić) w moim życiu. Już montuję filmik ze spontanicznego wyjazdu (bo w końcu ferie, ej, nie tylko książkami w łóżku człowiek żyje!), a tymczasem na zdjęciach widać mnie (nowość, nie ma co). Na łyżwach (nie powiem, zdarza się od czasu do czasu). W środku warszawskiego starego miasta (to już dziwne). O 10 rano (aka "w środku nocy"). Od razu po przyjeździe z Białegostoku (kocham autobusy o 4.30). Zawsze chciałam mieć zdjęcia jak cudowna Shiny z Park&Cube (brakowało mi tylko dobrego obiektywu w torbie, ale to jeszcze do nadrobienia! :))
The last 42 hours has been the most weird/crazy/sleep-deprived (cross out the spare one) in my life. I mean, you can travel abroad, live in posh hotels, but actually we should look for beauty and interesting destinetions closer to places we live. Expercience an adventure even if it's in your neighbourhood! So I'm currently working on a video from the trip but for now here you have pictures me at the skating rink in the middle of Warsaw's old town. I've always wanted to have beautiful pitures like Shiny aka. Park&Cube. The only thing I needed more was better lens, but you can't have everyting in one moment, right? :)