Wydaje mi się, że znajdowanie miejsc do sesji należy do zarówno ulubionych, jak i najcięższych zadań, które sobie stawiam przygotowując sesje. Zapewne ma na to wpływ fakt, że zwyczajnie przestałam postrzegać swoje miasto jako atrakcyjne bądź ładne, ale bardziej uciążliwym w tym kontekście jest mieszkanie na obrzeżach, gdzie za najbardziej miejską scenerię uchodzi sklep spożywczy. Kilka dni temu jechałam jednak rowerem i zauważyłam ją - idealną, białą ścianę, przypominająca mi trochę te z LA, gdzie wszystkie tamtejsze blogerki robią znane mi z Instagrama, przejaskrawione, perfekcyjne zdjęcia. Następnym razem przyszłam już z aparatem, chociaż do wyidealizowanej LA Gurl brakowało mi acai bowl i zielonego soku w dłoni. I one chyba tak się nie topią w swoich wymyślnych stylówkach - ja myślałam że pozbędę się koszuli i zacznę paradować po centrum miasta w samej bieliźnie, ku uciesze gimnazjalnej młodzieży. Na szczęście dla nas wszystkich, tak się nie stało.
I find it kind of hard to find perfect spots in my town to shoot pictures. Firstly because I live in the suburbs which makes it difficult to go somewhere further to shoot ad secondly, because I stopped perceiving the place I basically spent my whole life in as charming and beautiful. But few days ago I was biking home and I spotted this white wall hidden in the corner and I knew I needed to come there with a camera next time. It just reminds me of LA famous walls where all the bloggers take perfect instagram shots. Yeah, I know my imagination is quite vivid, especially because I was literally melting down in the heat wearing this long-sleeved shirt and didn't look like way-too-perfect LA gals but can't complain, kinda love that outfit.
ph. Angel
wearing: H&M shorts, Nike shoes, sh shirt, DIY choker
Może ma to związek z moją obsesją na punkcie Arden Rose (taaak, wiem, że to YouTuberka, nie superwoman, ale nadal, uwielbiam ją stalkować na wszystkich social media - creepy alert), a może chodzi bardziej o fakt, że moi sąsiedzi obdarzeni zostali prawdziwą pasją do ogrodnictwa, w każdym razie całkiem przypadkowo wylądowaliśmy na sesji w ogrodzie niedaleko mojego domu. Nie przejmując się zupełnie faktem, że kwiatki nijak się mają do eleganckiej koszuli i strojnej spódniczki, która występuje tu po raz 13124932 (wybaczcie, po 5 latach nadal mi się podoba), zachwycam się otoczeniem i wszechobecnymi kwitnącymi roślinami, bo w końcu mamy lato (werbleeee!!!!). Aha, wracając do koszuli, bo to jej miał dotyczyć mój słowotok. Mam świadomość, że te falbanki i ogólnie rzecz biorąc wpływy Miu Miu są obecnie tak popularne, że można mieć ich dosyć, jednak ja swój zakup koszuli przemyślałam i jestem jak najbardziej zadowolona - wiem, że nawet jak wyjdzie z mody i nie będzie już na hot listach super must-haves bez których nie przeżyjesz lata nadal będzie mi pasowała do większości ubrań. Czego nie mogę powiedzieć o tych pudłach rzeczy, które miałam maksymalnie jednokrotnie na sobie, z którymi zmagałam się przez ostatni tydzień (i nie omieszkałam dzielić się tym na Snapchacie - @kardise). Ale już tak na serio, skąd mi się tego tyle nazbierało? I co mi przyszło do głowy, kiedy postanowiłam nie sprzątać garderoby przez cały rok szkolny, że "niby do matury będę się uczyć". He he. Dobre. Pierwszą część założenia jednak jak najbardziej wykonałam i, o zgrozo, ostatnie kilka dni spędziłam przekopując się przez za małe jeansy i koszulki z dziwnymi wycięciami. Aha, i prasowałam. I robiłam zdjęcia, żeby co bardziej reprezentatywne części mojej garderoby przeszłości zyskały nowych właścicieli - jeśli jesteście zainteresowani zapraszam na moje konto na vinted. Mówię Wam jako Ciocia BARDZO Dobra Rada - sprzątajcie szafy częściej niż rak w roku. Albo skończycie jak ja, leżąc na ubraniach i usypiając z nudów i zrezygnowania. Swoje największe osiągnięcie tych wakacji jak do tej pory, czyli niewysypujące się z półek koszulki i posegregowane sukienki uczciłam winem, truskawkami i filmami Xaviera Dolana z przyjaciółką. Czy wakacje mogłyby się nigdy nie skończyć *ładnie prosi*?
Be it my recent obsession with Arden Rose (yeahh, I know she's a youtuber, not a superhero, but still that gurl rocks) or just the fact my neighbours harbour a real passion for gardening, I accidentally ended up taking pictures in front of their roses yesterday. I feel like it doesn't match my outfit completely, but who cares? More importantly, I know this kind of shirts are literally everywhere but can't complain, I guess although they are the 'so-called' must-have this summer, my purchase has been overthought and I'll use it as long as the fabric it was made of allows me to do so. Which is a part of my (honestly) biggest struggle of the past week - taking care of my wardrobe. Like seriously guys, I haven't cleaned there throughout this whole academic year and it was a mistake, don't follow my failures, clean your wardrobes on daily basis people! I couldn't recognize some of the pieces whatsoever and I was lying there surrounded by clothes I wore like once in my lifetime and asked myself why the hell I bought them and if I have enough patience to iron them all and try to sell (which by the way is happening - check out my vinted account to buy some of the pieces!). I did it and couldn't be more proud of myself so ended up drinking wine and watching Xavier Dolan's movies with my friend. I say, holidays, could you please NEVER end?
Zara shirt & shoes, Pull&Bear skirt
Kolejna letnia sukienka, ta dla odmiany z półrocznym stażem w mojej szafie czekała na odpowiedni moment na zdjęcia. Zazwyczaj noszę ją z butami sportowymi, tym razem jednak wychodząc z domu omal potknęłam się o dawno zapomniane mokasyny na traperowanej podeszwie. Wygodnie, letnio, zwyczajnie, chyba tylko tyle mam do powiedzenia ;)
H&M dress, Zara shoes
Dresslink dress, H&M shoes