It's been a long time since I last was so happy with the result of the pictures shot for the blog. It's probably because I tend to post a little less than usually these days, but still it always makes me fell over the moon when I'm able to share an article with you. This outfit kind of perfectly illustrates what allures me in fashion recently - less femine, rather 90's, Celine-kind-of-aesthetics looks with a twist. Also, I couldn't forget to mention these shoes. I've been hunting to buy them for about six months since they were out of stock in every possible store. So, Nike Huarache, you're mine babes! White and a bit normcore, they match my every look and even though (baby) it's cold outside I I put them on and on every day. The coat is my brother's winter outwear and I felt like it gives the sweater-dress a little fancy touch, so here we go, my way of being non-femine but still feeling more femine than usually :)
Dawno już nie byłam tak zadowolona ze zdjęć na bloga. Chyba radość z efektów funkcjonuje odwrotnie proporcjonalnie do częstotliwości moich sesji, która ostatnimi czasy, zdaję sobie z tego sprawę, jest żałośnie mała. A dzisiaj mam na sobie zestaw świetnie obrazujący, co mnie od jakiegoś czasu najbardziej pociąga w modzie. Zabawa proporcjami, trochę zarzucenie kobiecości na rzecz normcore'owych butów sportowych (które próbowałam gdzieś dostać od pół roku, Nike Huarache w końcu moje!) i sukienki-swetra do ziemi z golfem . Estetyka minimalizmu Celine i lat 90, ot co. Z racji na fakt jak bardzo zimno już jest (halo, mamy prawie grudzień!) zarzuciłam na to kurtkę puchówkę brata, która kojarzy mi się z kolekcjami polskich projektantów MMC Studio sprzed kilku lat i ich zimowymi okryciami wierzchnimi, dość futurystycznymi i na pewno ciepłymi.
Co do spraw bieżących, marna ze mnie blogerka, bo na Black Friday kupiłam cztery książki, zamiast wora ubrań. Ale może dzięki temu będę mogła przekazać Wam tutaj trochę ciekawszych treści, do usłyszenia! :)