To zabrzmi zupełnie dziwnie, ale jeszcze nie tak dawno temu spojrzałabym na te zdjęcia i uznałabym, że są zupełnie nudne, za nudne do publikacji. Ale wiecie co? Uczę się być mniej krytyczna (bo zdecydowanie leży cienka granica między chęcią udoskonalania samego siebie, a bycia negatywnie nastawionym do wszystkiego co się robi) i, co jeszcze dziwniejsze dla mnie samej - uczę się prostoty. Kiedyś myślałam, że muszę posiąść wszystkie najdziwniejsze ubrania świata, teraz zwracam większą uwagę na detale, praca w butiku z ubraniami, chociaż pozornie nieprzydatna na długą metę - pokazała mi jak istotne są materiały z których wykonane zostały poszczególne rzeczy i jak istotne jest dobieranie ich do konkretnej osoby, jej figury czy nawet koloru skóry. Tak więc, prezentuję Wam moją kupioną na przecenie w &Other Stories, czyli obecnie ulubionym sklepie sieciówkowym, białą koszulę i oversize'ove, lniane spodnie z francuskiej marki Antik Batik, na które normalnie nie wydałabym tyle co kosztują, ale z racji na to że organizowaliśmy w pracy sample sale - sama kupiłam kilka rzeczy w bardzo korzystnych cenach. To jest zdecydowanie uniform w którym planuję spędzić brytyjskie lato (bo, nie oszukujmy się, krótkich sukienek to ja tu za dużo nie ponoszę) - wygodne, przewiewne materiały i rzeczy tak wygodne, że mogłabym w nich zarówno spać (drzemki rulesss), jak i pójść pobiegać.
Okej, a teraz idę spakować się do Polski, bo lecę już pojutrze.
Do następnego!
Antik Batik trousers, &other stories shirt, Superga shoes
No hej.
Oj, chyba naprawdę ciężko mi idzie pisanie. Szczególnie jego zaczęcie. I wow, dawno nie klikałam w klawiaturę po polsku, zdecydowanie miła odmiana.
Więc co mam powiedzieć? Właśnie skończyłam pierwszy rok studiów w Londynie (a drugi w ogóle, tak jakby ktoś nie nadążał za moim dziwnie wybuchowym życiorysem). Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić jak się czuję z tym, jak szybko minął mi ten rok akademicki, ale na pewno uświadomił mi, że nie chcę żeby pozostałe dwa, jak i reszta życia płynęły mi pod znakiem odliczania "do czegoś", bo wtedy, jak na załączonym obrazku widać, kompletnie nie zauważam tego co jest teraz. Zostałam królową aplikacji która pokazuje mi ile dni zostało do jakiegoś wyjazdu, czyjegoś przyjazdu, koncertu, czy czego tam jeszcze, że nie mam pojęci gdzie uciekło mi kilka miesięcy życia. Well, zapewne w pracy.
Ale tak, chyba się zadomowiłam, chociaż ciężko stwierdzić, bo w moim przypadku ten proces jest wprost proporcjonalny do większej tęsknoty za domem (a logika podpowiadałaby że będzie inaczej). Mimo wszystko, podoba mi się rutyna w która wpadłam, praca (i więcej pracy), uczelnia (wolne do września!!!) i krótkie wypady, dzięki którym mniej więcej raz w miesiącu mam zupełnie wolny dzień w domu. Ten dzień jest dzisiaj, więc piję poranną kawę, załatwiam przykre dorosłe sprawy, które może Wam się wydawać że nic nie znaczą, ale jednak rachunki same się nie zapłacą, pranie samo się nie zrobi, a zakupy nie przywędrują z Lidla (swoją drogą, czy to nie byłoby super? I jak już jesteśmy w temacie - God, bless the Lidl, kocham ich ceny).
Oho, jednak pisanie o wszystkim i o niczym nadal jest w moim zasięgu, z tego się, jak widać, nie wyrasta.
Podrzucam Wam zdjęcia, zrobione ponad miesiąc temu przez Szymona, mojego współlokatora (no tak, bo wprowadziłam się do ślicznej brytyjskiej kamienicy jakieś dwa miesiące temu, tak w ogóle). Planowo miała byś sesja na uczelnię, ale obudziła się we mnie chyba stara blogerska (lol) natura i oto jesteśmy, ja w moim wyhaczonym na sample sale gdzie pracowałam kubraczku/topie/bluzce/kardiganie (zwał jak zwał) z Baum und Pferdgarten, czyli jednej z moich ulubionych duńskich marek (kopenhaska nostalgia, hehe).
Do usłyszenia niedługo (może, nie obiecuję).
Zara shoes & jeans, Baum und Pferdgarten top, Rokit vintage sunglasses
otworzyłam tę stronę, pusta internetową kartkę jakoś tydzień temu.
zniknęła w natłoku kart potrzebnych do projektu i nowych fascynujących wywiadów z Timothee Chalamet'em.
wow
Ciężko mi zacząć, chciałabym pewnie napisać więcej niż to, co zostanie opublikowane, a z drugiej story nie wiem, czy publikowanie czegokolwiek ma sens.
(co w ogóle ma sens?)
(może lepiej nie idźmy w tę stronę bo skończy się na interpretacji wierszy których i tak nigdy do końca nie zrozumiemy, czy czymś równie poetycko-drętwym)
Okej, jak widzicie, piszę po polsku, z mojego klaustrofobicznego pokoiku na Notting Hill i autentycznie, w tym momencie, czuję motylki w brzuchu i ledwo trafiam w klawisze, trochę trzęsą mi się palce.
Ostatni raz zawisło tu cokolwiek jeszcze z Kopenhagi, jakieś ponad pół roku temu. Jak to się stało? Dlaczego? I co z tym fantem zrobić?
Od razu może powiem, to nie ma być post na zasadzie "ojeeeej dlaczego nie miałam czasu na mojego blogaska". Bo nie miałam, nie ma co ukrywać. Ale chyba dużo we mnie siedzi i jak to tu wyłożę, ułatwi mi to ewentualną kontynuację czegoś, co od czasów gimnazjum było moim ulubionym hobby.
Tak. Kiedyś kardise było ogromną częścią mnie, mojego życia, robiłam zdjęcia z przypadkowymi ludźmi jeśli tylko zgodzili się użyczyć mi lustrzanki, obrabiałam je na starym komputerze, pisałam kliszowe modowe opisy które większego sensu zapewne nie miały, ale nadal zgrywały się z tym, co miałam na sobie.
Ale może od początku. Co u mnie?
A świetnie, jestem najszczęśliwsza jaka byłam w całym swoim życiu, ale też najbardziej sfrustrowana dorosłym życiem, które chciałabym odepchnąć, wsadzić do kufra z za małymi butami i wynieść na strych mojego domu na Podlasiu.
Zastanawiam się, czy ktokolwiek to w ogóle przeczyta. Przecież ponoć już nikt nie wchodzi na blogi, ja sama robię to bardzo sporadycznie i, no wiecie, wszystko jest na instagramie.
Generalnie rzecz biorąc, studiuję Fashion PR & Communications na UAL, konkretniej LCF, pracuję w praktycznie każdy wolny dzień, po godzinach staram się zdołać ugotować sobie w miarę zdrowe jedzenie, pójść na siłownię (co zdarza się zdecydowanie za rzadko), mieć czas dla znajomych (co ostatnio bardzo zaniedbuję), być na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w szeroko pojętym świecie artystycznym (wiecie, żebym wiedziała kogo nominowali do Oscara albo nie wypadła na totalnego ignoranta na zajęciach, gdybym nie kojarzyła kto jest na ostatniej okładce i-D magazine, tego typu rzeczy), czasami nagrać jakiś filmik, zmontować go, wiedzieć, co dzieje się na Instagramie, zrobić projekty, przeczytać lektury, aha, czasami zdarza mi się też spać. Albo spać dłużej z racji na płyny spożyte dzień wcześniej.
Dołóżcie do tego a) dziwną presję, bo w moim środowisku jest obecnie tyle dobrze ubranych i dobrze wyglądających ludzi, że w sumie po co światu ja i moje zdjęcia stylizacji, b) brak osoby która miałaby czas iść i zrobić ze mną zdjęcia, c) nie oszukujmy, modelką nie jestem i nigdy nie będę, więc generalnie rzecz biorąc szanujmy się i dajmy ludziom patrzeć na ładniejszych ludzi, d) CZAS oraz, e), czyli fakt, że sama od dłuższego czasu spędzam więcej czasu jako odbiorca video na YoutTube i więcej frajdy sprawia mi tworzenie takiego contentu (na który Was serdecznie zapraszam TU) i wychodzę z założenia, że jestem na tyle charyzmatyczna i gadatliwa, że lepiej i łatwiej dla wszystkich, jeśli powiem, co mi leży na sercu.
ALE
Tęsknię za pisaniem, zawsze uwielbiałam słowo, w czystej postaci, w książkach i artykułach. I jak żaden audiobook nie zmieni moich ukochanych, śmierdzących starością i pożółkłych powieści, tak filmiki nie zmienią tego, że mając 15 lat polubiłam blogowanie. Tęsknię za całym wizualnym procesem, uwielbiam robić zdjęcia, edytować je i układać obok siebie. Po prostu tęsknię za Kardise, które jest moim pseudonimem wśród znajomych od zawsze i na zawsze, które poniekąd uwarunkowało to co robię obecnie i co uwielbiam.
Zastanawiam się, czy faktycznie jest ktoś kto nadal chce wchodzić na strony i czytać lub oglądać zdjęcia? Czy to nie jest celowanie w eter, trochę bez sensu, szczególnie z moimi śmiesznie malutkimi zasięgami?
Te pytania zostawię chyba bez odpowiedzi, mam nadzieję że przebrnęliście prze te kilka(naście) akapitów. Chyba miałam czas na przemyślenie czy nadal chcę coś tu publikować (i TAK, chcę).
Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale w jakiejś formie chcę, żeby ta strona funkcjonowała.
A tymczasem jestem dużo bardziej aktywna na YouTube i o niebo bardziej regularna na Instagramie, więc możecie tam sprawdzać, czy pojawia się coś nowego.
Livin' in Copenhagen way for a month was (still is - I have like 5 more days here as I'm writing this) an awesome idea. Besides the fact I work a lot (a lady gotta make her own money to be able to spend it later on crazily expensive London accommodation), I feel like everything is so chill and relaxed here, the weather sucks but still you can breathe that fresh and clean air (I mean it - I seriously can feel the difference between that and Warsaw) and meet so many cool people literally everywhere. It's super international as well which I love. And speaking about that, Superkillen is one of my favorite places in CPH - combined of objects from all around the world is one of the most creative and fun open-air facilities I've ever seen, especially in the summertime. Michał and I did our best to take some pictures without using my usual lens since I broke them in Budapest, so I hope you'll like it.
Karolina Tworkowska - 20 year old weirdo, currently based in London, who cries while watching fashion shows and old romantic movies. Addicted to peanut butter and Spotify. Relishes writing (no matter if it's a quick note in a calendar or a long-winded story), rambling on the YouTube videos and going to University (yep, I am boring).